środa, 24 lutego 2016

Rozdział 5~



Podążyłam za wskazówkami rudowłosej dziewczyny. Choć na tyle była przydatna, żeby uprzedzić mnie, że trzeba przyjść szybciej. Byłam jej wdzięczna z całego serca, ale i tak jej nie lubię. Schodząc do jadalni nie rozglądałam się, szłam prosto przed siebie z nadzieją, że trafię dobrze. Nie miałam zamiaru pytać się innych o drogę. Jak nie trafię to nie zjem, mi to różnicy nie zrobi.
Będąc na parterze postanowiłam poczekać na kogoś, kto będzie szedł w stronę jadalni. Nie musiałam długo czekać, ze schodów schodziła dziewczyna w białych włosach, ta sama, którą wtedy widziałam. Poczekałam aż znajdowała się parę metrów przede mną, a następnie poszłam za nią. Otworzyła pierwsze drzwi, które zauważyłam. Mogłam się domyślić, że to będą te drzwi, ale nie chciało mi się ruszyć głową, nie nowość.
Gdy przekroczyłam drzwi jadalni, uderzył mnie blask światła, który znajdował się tam. Było to ładnie, bardzo ładnie. Można rzec, że jak w części jadalnej na ślubie. Na suficie żyrandole ze stoma, jak nie więcej, żarówkami. Na oko było ich dwanaście, jak nie więcej. Po środku znajdowały się okrągłe stoły okryte czerwonymi obrusami. Przy jednym stoliku mogło się zmieścić maksymalnie dziesięć osób. Natomiast stolikach przy ścianie były podłużne, a znajdowały się na nich granatowe obrusy. Na każdym ze stolików znajdował się mini szwedzki stół. Na sali nie było jeszcze za dużo ludzi, co wiązało się z tym, że były jeszcze wolne stoliki. Nie chcąc tracić czasu podeszłam do miejsca, w które było jak najbardziej odseparowane od innych. Padło na niewielki kąt w lewym prawym rogu sali.
Miejsce znajdowało się przy oknie, dzięki czemu mogłam przez nie patrzeć. Nie wzięłam ze sobą żadnej książki, przez co nie miałam co robić. Usiadłam w samym rogu, a następnie wzięłam talerz, na który nałożyłam sobie dwie kromki chleba, które posmarowałam masłem. Nie miałam ochoty na więcej, nawet nie czułam się głodna. Wzięłam szklankę, w której chwilę potem znalazła się herbata. Dolałam do niej soku malinowego, a następnie dosypałam dwie łyżeczki cukru. Pomieszałam a chwilę później spróbowałam czy jest do wypicia. Była dobra, to było trzeba przyznać.
Do sali zaczęło przybywać coraz więcej osób. Każdy siadał do wolnego stolika bądź przysiadał się do innych. Było słychać szmery rozmów, nie wiedziałam o czym mówią. Gdyby choćby minimalnie mnie to interesowało przysłuchiwałabym się temu, bo wtedy dałoby się usłyszeć jakąś rozmowę. Ja nie byłam wścibskim osobnikiem, szanowałam prywatność innych i tego samego oczekiwałam od nich. Tak, mogłam tylko tego oczekiwać, bo wiadomo, że człowiek z natury jest bardzo ciekawski i wciska nos w nie swoje sprawy. Mogłabym tylko o tym marzyć, żeby ktoś mi to uszanował.
Niejedna para oczu była skierowana w moją stronę. Wiedziałam, że byłam dla nich atrakcją – w końcu byłam tu nowa i ku mojemu nieszczęściu, wyróżniałam się swoimi różowymi włosami. Lubiłam je, nie zmieniłabym ich koloru na jeden z tych pospolitych, ale również denerwowały mnie. Już niejeden raz przyciągnęły uwagę innych. Nie zaprzeczę, przeszkadzało mi to, ale co zrobię, lubię ten kolor i nie mam zamiaru go zmieniać. Na pewno nie w bliskiej przyszłości.
- Cześć – usłyszałam nieznany mi głos przy uchu.
Spojrzałam się w stronę, z której usłyszałam głos. Już mi się nie podobało, że ktoś się do mnie przysiadł, czy też chciał. Może powinnam zrobić sobie karteczkę z napisem: NIE SZUKAM PRZYJACIÓŁ. Tak, to świetny pomysł i będę z nią paradować. Sukces gwarantowany. Zignoruję te jego słowa, może sobie pójdzie.
- Jestem Henry, miło mi – wyciągnął do mnie dłoń.
Spojrzałam na niego, jego czarne włosy były spięte w niechlujnego kucyka z tyłu. Te z przodu gumka nie uchwyciła, przez co część ich opadała swobodnie. Były mu do połowy szyi. Oczy jak dwie głębiny otchłani. Ten błękit pochłaniał ludzi, że zatracali się.
- Sakura – wypadało się przedstawić. Może chciał się tylko przedstawić i zaraz sobie pójdzie? Oby tak było.
- Dawno tu przybyłaś? - ku mojemu nieszczęściu, postanowił nawiązać dłuższą rozmowę.
Ja to mam pech, gdy chciałam się z kimś porozmawiać – nikt się do tego nie kwapił. Gdy nie chcę z innymi rozmawiać – zjawia się jakiś koleś, który tego chce.
- Jakoś w południe – odpowiedziałam mu, po czym powróciłam do poprzedniej czynności, przyglądanie się innym.
- I jak ci się tu podoba? Dużo zwiedziłaś? - zadawał kolejne pytania, na które nie miałam ochoty odpowiadać. W ogóle nie miałam chęci prowadzić z nim rozmowy. Czy nie może już sobie pójść? Siedzi tu o wiele za długo. Nie chciałam być zbytnio nieuprzejma, więc coś musiałam mu odpowiedzieć.
- Nie widziałam zbyt wiele – odparłam. Nawet nie miałam okazji, jak spałam cały ten czas.
- To nie dobrze, że Mina cię nie oprowadziła, to dziwne, zawsze robi to z wielką chęcią – chyba mówił o tej rudowłosej dziewczynie, która jest przewodniczącą.
Ja miała mnie oprowadzić, jak sama tego nie chciałam? Nie miałam ochoty spędzać z nią czasu, a tym bardziej poznawać jej.
- Będzie trzeba ci pokazać jaka wspaniała jest ta szkoła – odparł uśmiechając się lekko przy tym. - Na pewno ci się tu spodoba… - nie dałam mu do kończyć.
- Skąd ta pewność? - spytałam go, wyrywając się z tym pytaniem.
To nie było kulturalne z mojej strony, nie powinnam mu przerywać. Tak nie wypada.
- Uwierz mi, że wiem to doskonale, słońce – odparł bez chwili zawahania.
- Nie nazywaj mnie tak – poprosiłam go.
Nie chciałam, żeby się do mnie tak zwracał. Nie lubiłam tego typu określeń, były nie dla mnie.
- No dobrze, przeprasza. A jak mogę? - uśmiechnął się zadając to pytanie. Teraz ten uśmiech był inny niż ten poprzedni. Był bardziej przyjazny?
- Saskura, po prostu Sakura – odparłam. Nawet lubiłam ja się do mnie zwracali po imieniu, a już na pewno dużo bardziej niż po określeniach typu słoneczki.
- To będziesz wtedy wisienką, pasuje? - zapragnął zrobić mi na złość.
Postanowiłam to zignorować. Odkręciłam głowę w stronę drzwi i postanowiłam namiętnie się im przyglądać. Były ogromne, a na ich skrzydłach było coś wyrzeźbione. Niestety, z tej odległości nie było mi dane widzieć co tam było. Ciekawiło mnie co ona oznaczała.
- Hennry! Hennry! - krzyczał ktoś.
Spojrzałam na mojego nowego znajomego, a na jego ustach pojawiał się coraz większy uśmiech. Chwilę potem na jego plecach leżała jakąś dziewczyna. Jej ręce zawisły na jego szyi, a głowę położyła na jego ramieniu.
- Cześć, Yuikuś – mówiąc to, pogłaskał ją po jej fioletowych włosach.
Nie mówiłam nic i tylko przyglądałam się im jak jakaś głupia, która nie ma co robić.
Dziewczyna podniosła głowę i skierowała do niego uśmiech. Następnie czarnowłosy dał jej buziaka w usta, po czym wziął ją na swoje kolana. Nie no, bardzo miło, mnie tu wcale nie ma. Jestem nie widzialna, migdalcie się ile wlezie. Wcale nie mam ochoty zwrócić tego co ostatnio jadłam, czyli wczorajszego obiadu. Nie lubię zakochanych par i mdli mnie na ich widok, a w szczególności, gdy się migdalą. Choć, jeśliby tu tak spojrzeć na tę dwójkę, o dziwo, nie jest aż tak źle. Słodko razem wyglądają.
- Jestem Yuiko, ale mów mi Yui – postanowiła się przedstawić mi się.
Spojrzałam się na nią, na jej fioletowych włosach znajdowały się kocie uszka, a ona sama była ubrana w czarno-białą sukienkę, nie to co reszta uczniów, która miała na sobie mundurki. Wyróżniała się i to bardzo. Ciekawe czy tak można, czy tylko na nią przymykają oko.
- Sakura – odparłam.
- Miło mi poznać – uśmiechnęła się, na co ja tylko pokiwałam głową. - Mam nadzieję, że się zaprzyjaźnimy – skierowała do mnie. Na te słowa, chciałam ją poinformować, że nie szukam tu przyjaciół, lecz nie pozwoliła mi, od razu zmieniając temat. - Czyż ta szkoła nie jest cudowna? Ta budowla i tereny wokół niej. Musimy zagrać w chowanego w tym lesie, całymi godzinami da się szukać jednej osoby. Jest on tak wielki, że nie wiadomo, gdzie szukać. Albo na wagary można tam chodzić, idealne miejsce do tego. Jest małe prawdopodobieństwo, że cię nakryją – była rozgadana jak katarynka, a nawet bardziej.
Zastanawiałam się, jak on z wytrzymuje z taką gadułą. Nie zbyt wydawał się być osobą, która mogłaby mówić całymi dniami i nawet nie zaschłoby mu w gardle. Nie w porównaniu do dziewczyny, która siedziała mu na kolanach. Choć może tylko mi się tak wydawać, a pozory mylą. A nawet jeśli w tym wypadku nie mylą, to przecież przeciwieństwa się przyciągają.
- Albo mam pomysł! Zagraj dziś z nami w golfa wieczorem. Będzie fajnie, tym bardziej jak jest już ciemniej. Wtedy piłki będą świecić, tak samo dołki, a to ślicznie wygląda – zaproponowała mi, chciałam się nie zgodzić, lecz po raz kolejny nie dała mi dojść do słowa. - Albo, albo w krokieta, też jest dobra zabawa. Albo wiem! Zagrajmy w tenisa, będzie śmiesznie, tym bardziej, że gdy jest już ciemniej nie za bardzo widzi się piłkę. Choć, lepiej się ogląda jak ktoś gra, to jest takie zabawne wtedy. Musisz sama to zobaczyć na własne oczy – zastanawiało mnie, czy jej kiedykolwiek zamyka się buzia.
- Wiesz – zaczęłam, nie wiedząc jak dobrać słowa. - Raczej to się nie stanie.
- Dlaczego? - spytała się mnie z nutką rozczarowania w głowie.
Nie no, niech mnie nawet nie bierze żadna litość. Nie chcę się z nikim tu integrować. W jej oczach widziałam wyraz zawiedzenia. Od razu zabolało mnie to. Jeszcze mnie dobrze nie zna, a już ją zawiodłam. Nie cierpiałam tego, to pokazywało jak bardzo beznadzieją osobą jestem. Nie mogłam uznać, że robi to specjalnie, bo nie zna mnie.
- Proszę, chodź z nami dziś wieczorem w coś zagrać – poprosiła mnie. Tak dawno, komukolwiek zależało na spędzeniu ze mną jakiegoś czasu, że już zapomniałam jakie jest to uczucie.
- Jak ty możesz jej odmówić, gdy tak ładnie cię prosi – wtrącił się Hennry.
Nie potrafiłam, była słodka co dawało jej dużo uroku. Nie potrafiłam jej odmówić, taka była prawda. Chciała ze mną spędzić czas, to było miłe uczucie. Wierzyłam w jej dobre intencje, choć sama nie wiem czemu. Równie dobrze mogła robić to tylko z uprzejmości. Choć wydawała mi się raczej osobą, która nie jest fałszywa. I miałam nadzieję, że nie okaże się właśnie taka.
- No zgoda, jeden raz – nic zdążyłam dokończyć zdanie, dziewczyna już się do mnie tuliła.
Widziałam rozbawiony wyraz twarzy jej chłopaka, chyba wiedział, że to się tak skończy. Dziewczyna miała w sobie to coś, co ciągnęło do niej ludzi, sprawiało, że chcą się z nią zaprzyjaźnić, nawet mnie.
- Dziękuję, dziękuję – mówiła uradowanym głosem. Jakby było to jeszcze coś wielkiego, choć może i dla niej było. - Nie pożałujesz tego – odkleiła się ode mnie i usiadła pomiędzy mną a chłopakiem. - Zapoznam cię z resztą, są strasznie fajni – poinformowała mnie.
Hola, hola, jaką resztą? Nie podobało mi się to, a nawet bardzo.
- Resztą? - niepewnie się jej spytałam.
- Jest jeszcze Ino, Kiba, Naruto, Evelin, Kimi, Sasuke – zaczęła wyliczać. - I jeszcze może Mina będzie, ale ją to już za pewne poznałaś.
Słysząc imię rudowłosej, nie za bardzo mi się to podobało. Yuiko chyba zauważyła grymas na mojej twarzy.
- Nie martw się, ona nie jest taka zła jak się wydaje – próbowała ją bronić w moich oczach. - Jest jedną z nielicznych tu osób, która nie udaje – te słowa powiedziała bardziej do siebie niż do mnie.


Leżałam na łóżku, czekając na odpowiednią godzinę do wyjścia. Nie zbyt kwapiło mi się to dzisiejsze spotkanie, ale obiecałam jej, a obietnic się nie łamie. Nie lubię jak ktoś złamie daną mi obietnicę, więc ja tym bardziej nie będę tak robić. To byłoby nie fair w stosunku do innych, jak i do mnie.
Z mojego odpoczynki, wyrwał mnie odgłos pukania do drzwi. Nie wiem kogo mogę się spodziewać. Nie zbyt chciało mi się wstawać, ale i tak zaraz musiałam zaraz wychodzić, więc co mi szkodzi. Mozolnie zwlekłam się z łóżka i podreptałam do drzwi. W drzwiach ujrzałam nowo co poznana dziewczynę. Nie wiem po co tu przyszła, ani skąd wie gdzie znajduje się mój pokój.
- Pomyślałam, że możemy razem tam pójść – powiedziała mi na powitanie. - Bo jesteś tu nowa i mogłabyś się mi zgubić – wybełkotała mniej pewnie niż poprzednie zdanie.
Fakt, było bardzo duże prawdopodobieństwo, że nie dotarłabym tam. Zapewne błądziłabym z kilka godzin. To miłe z jej strony, że pomyślała o mnie. To było przyjemne uczucie, że ktoś się mną przejął, nawet w tak błahej sprawie.
- Dziękuję – uśmiechnęłam się do niej, na co ode odpowiedziała mi tym samym. Była taka słodka. - To co, idziemy już?
- Oczywiście – odparłam, po czym zamknęłam drzwi.
Ruszyłyśmy, a fioletowowłosa prowadziła. Było widać, że wie co gdzie się znajduje. Ciekawe ile już tu jest.
- Od kiedy uczęszczasz do tej szkoły? - postanowiłam się jej spytać.
- Od jakiś dziewięciu lat. Miałam jakieś siedem lat, gdy rodzice mnie tu przyprowadzili. Na początku nie zbyt mi się to podobało. Było koszmarnie, nie miałam mojego ukochanego pokoiku, zabawek, a już nie wspomnę o moim skunksie, za którym całe dnie płakałam. Miałam wtedy tylko siedem lat, a mój pupil był zawsze przy mnie. Miałam wtedy też kota, ale nie byłam do niego tak bardzo przywiązana jak do skunksa. Wtedy jeszcze był tu inny dyrektor, dużo fajniejszy od teraźniejszej. Ta nie jest zła, choć Hennry ciągle mi na nią narzeka, a ja nie wiem czemu. Ale wracając do tamtego dyrektora, po jakimś czasie pozwolił mi tu sprowadzić moje pupile. Byłam mu za to niezmiernie wdzięczna. Choć zanim do tego doszło było niemała walka o to. W pierwszych dniach poznałam tu też właśnie Hennr'ego, który zaopiekował się tu mną. Pokazał co i jak, w końcu był tu dłużej ode mnie o dwa lata. I tak jakoś zaczęła się nasza znajomość – odparła.
Opowiedziała mi swoją historię, a ja słuchałam jej. Ciekawe czy każdy tak ją wysłuchuje.
- Mam nadzieję, że będziemy mieć razem jakieś lekcje, byłoby naprawdę fajnie! - powiedziała podekscytowana. - W tę stronę – poinformowała mnie, gdy chciała iść w lewą stronę. - Nie którzy nauczyciele są naprawdę fajni i przystojni. Na przykład taki Kakashi, do tego znakomicie uczy i potrafi uczyć, nie to co niektórzy. Jest raczej wyluzowany i potrafi się zintegrować z nami. Albo Kabuto, przy nim matematyka jest prosta! Wszystko dobrze wytłumaczy i pomoże. Najsurowszy tu jest Jirai'a i nie zbyt ciekawie prowadzi lekcje. Potrafi na śmierć zanudzić wszystkich na około historiom.
Tak przysłuchując się jej, nie zapowiadało się źle na. Choć to może okazać się inaczej. Nigdy nie lubiłam historii, a po tym co mi powiedziała nie zapowiadało się, żebym ją polubiła.
Przeszłyśmy przez drzwi wyjściowe, które prowadziły na dziedziniec. Dziewczyna od razu zauważyła osoby, które też miały być.
- O, tam są – powiedziała i od razu do nich pobiegła.
Nie chcąc jej zbytnio zgubić, zrobiłam to samo. W kilka sekund się znalazła przy nich. Ale ona jest szybka. Gdy już tam była rzuciła się swojemu chłopakowi na szyję, a ten ją objął. W chwili, gdy ja tam dochodziłam, odczepiła się od chłopaka i postanowiła przywitać się z blondynką. Kiedy mnie zauważyła, postanowiła oderwać się od dziewczyny.
- To jest Sakurcia – wskazała na mnie. - Poznaj Naruto – wskazała na blond chłopaka, którego dziś już widziałam. - Ino – było to właśnie ta blondynka, którą przed chwilą tuliła. - A reszty jeszcze nie ma – uśmiechnęła się.
- Hej – odezwałam się. Wypadało coś powiedzieć, nawet to głupie ''hej''.
- Chodź – pociągnęłam mnie za rękę w stronę drzew. - Oprowadzę cię trochę po tym lesie – oznajmiła mi.

Widząc, że podążam za nią postanowiła znaleźć się tam szybciej i podbiegła. Była taka skoczna. Gdy się tam znalazła, nie minęła chwila, a było słychać jej krzyk.


OD AUTORKI:   I w końcu jest. :D W sumie, to nawet mi się podoba. xD I co najważniejsze, nie pojawił się późno. ;3