niedziela, 6 grudnia 2015

Rozdział 3~


Spojrzałam na na mój pokój, który już za moment opuszczę. Nie wiem kiedy tu znów zagoszczę. Rano zabrano mnie ze szpitala do domu, tylko po to, żebym się spakowała. Jakby sami nie mogli tego zrobić. Przeciągałam to jak najdłużej i po jakiejś godzinie wydarto się na mnie, że się obijam, a im się śpieszy. A co mnie to, że im się śpieszy? Mi się nie śpieszy, więc jest dobrze. Nie wiem czy wiedzą, ale oni mnie już nie interesują.
- Gotowa? - z korytarza rozległ się głos mego ojca.
Chwyciłam walizki w obie ręce, po czym skierowałam się do wyjścia. Ojciec chciał pomóc mi je znieść, lecz posłałam mu wzrok, którym mogłabym zabić. Chyba się przestraszył i dał mi spokój albo wiedział, że mu nie dam. Pewnie będzie ta druga wersja, ale jak preferuję tą pierwszą i przy niej pozostaje. Z Nikol unikałyśmy wszelkiego kontaktu. Więc nie musiałam oczekiwać jakiejkolwiek reakcji z jej strony. I to mnie cieszyło. Nie musiałam patrzeć w jej twarz. Miałam poczucie winy, że coś takiego jej powiedziałam, a gdy patrzyłam w jej oczy było ono jeszcze większe. A nie chciała się jeszcze gorzej czuć. To było okropne uczucie. Może i byłam masochistką, ale też czasem mam dość tego bólu. Prawdę mówiąc, to pierwszy raz, gdy nie chciała go czuć.
Wychodząc z domu od razu podeszłam do bagażnika samochodu. Wsadziłam jakoś manatki i usiadłam na jednym z tylnych siedzenia. Usadowiłam się wygodnie czekając aż zaczniemy jechać.
Zapowiadała się długi i nudna droga.


Biegnę ile sił w nogach. Adrenalina, która żywi się strachem pozwala mi na to, żebym jeszcze pozostała przytomna. Uciekam przed czymś, nawet nie wiem dokładnie czym. Nie chciałabym, żeby mnie złapali. Nie wiem kim oni byli, ale wiedziała jedno: nie mogą mnie złapać. Muszę stąd uciec. Muszę od N-I-E-J uciec, jak najdalej. Nie jestem tu bezpieczna. Nigdy nie byłam. Dawała mi tylko fałszywe poczucie bezpieczeństwa. Zostając chociaż chwilę dłużej skazywałam się na możliwą śmierć. Teraz nikt nie jest tu bezpieczny.
- Sakura! – doszedł mnie czyjś krzyk.
Szukają mnie. Zorientowali się, że uciekłam. Teraz tym bardziej muszę opuścić to miejsce. Złapanie mnie wiąże się ze śmiercią, choć sama ucieczka również się z tym wiąże. Tak czy siak będzie chciała mnie zabić. Lecz kiedy już mi się uda opuścić mury szkoły jest mniej prawdopodobniejsze, że mnie dopadnie. Nie będzie wiedzieć gdzie jestem.
- Sakura, gdzie jesteś?! - znajomy głos, tak bliskiej mi osoby wydobywał się wyraźniej spośród innych.
Został tam. Jak reszta. Skazałam ich na możliwość utraty życia. Cennego życia, które lubią. Które kochają. W którym mają dla kogo żyć. W miejscu, gdzie są dla kogoś, cholernie, ważni.
Jeszcze jakiś czas temu chciałam opuścić ten świat. Pragnęłam odrodzić się w innym. Myślałam, że jest tylko jeden sposób, by odwiedzić inny świat. Teraz już wiem, że istnieją jeszcze inne sposoby. Z niektórych lepiej nie korzystać, a inne same do ciebie przyjdą. Uświadomiłam sobie, że śmierć nie jest jedynym rozwiązaniem. Istnieją dużo lepsze od niej.
Teraz ja też mam dla kogo tu być. Znalazła tą osobę. Dzięki niemu poznałam najlepsze rzeczy. Doznała tego co jest zakazane. Dzięki niemu spełniło się moje marzenie. Zmieniłam tamten pieprzony świat. Ten, który nienawidził mnie, a ja jego. A udało to się tylko dzięki niemu.
- Sakurcia!
- Sakura.
- Saki.
- Sakura.
- Młoda.
Nigdzie nie było jego głosu. Nie szukał mnie. Z jednej strony się cieszyłam, a z drugiej zawiodłam się. Już się dla niego nie liczyłam czy może wiedział o tym. Może nie chciał albo nie słyszałam go. Nie wiem, która z odpowiedzi była właściwa. Teraz nie miałam czasu się nad tym zastanawiać. Muszę uciekać.
Boli mnie, ze muszę ich zostawić, ale … no właśnie, jakie ale. Nie mam czasu, by im to wytłumaczyć. To wszystko jest jakieś dziwne. Ta szkoła, ten świat, ci ludzie. Ta rzeczywistość, która mnie otacza. Może nie zdążyłam się jeszcze przyzwyczaić. Za dużo jest znaków zapytania, które mnie nurtują.
Alicjo, już niedaleko.
Już niedaleko.
Jeszcze kawałek i będziesz bezpieczna
Będę bezpieczna.
Jeszcze kawałek.
Widziałam otwierającą się bramę. Jeszcze kilka kroków. Drzewa robiły się rzadsze, a światło tylnych świateł w aucie raziło mi oczy.
Jeszcze trochę, dasz radę – powtarzałam sobie w myślach.
Trzy.
Dwa.
Jeden.


Otworzyłam oczy i obejrzałam otaczający mnie świat. Była w aucie. Z ojcem i przyszłą macochą. Siedziałam z tylu oparta o drzwi samochodu. Zostałam przykryta kocem. Nie przypominam sobie momentu, w którym zasnęłam, a już bardziej, że nakryłam się kocem. Chyba któreś z nich musiało to zrobić. Ciekawe, które. Zapewne ojciec, bo wątpię, by Nikol to zrobiła.
- Obudziłaś się – powiedział sam do siebie
Chwyciłam za plecak patrząc co w nim jest. Pierwsze co, to w moje ręce padła biało koperta. Znalazłam ją dziś rano. Od razu myślałam, że to pomyłka, ale nikogo więcej na sali nie było. Może pomylił sale, ale to już nie mój problem. Z okazji, że jestem ciekawskim człowiekiem, to wzięłam to, by zobaczyć co ktoś ma komuś do przekazania. I tego mu nie przekaże. Tak, jestem złośliwa, ale czasem to lubię. Może i chciałabym być milsza, ale nie umiem. Wkurza mnie to.
Jest to jeden z powodów, przez które siebie nienawidzę. Jeden z wielu. Nikt nie chciałby być mną. A w szczególności ja sama. Bycie mną, to najgorsze co mi się przytrafiło. Moje życie to jedno wielkie gówno, z którego nie dam rady wyjść. Nieważne jak bardzo bym chciałaby, nie daje rady. Może i pragnę tego, lecz się boję. Przez tą cholerną słabość nie mogę tego zrobić. Gdyby nie ona. Gdyby tylko nie ona.
W rękach obracałam moją dzisiejszą zdobycz. Po jednej ze stron, w lewym górnym rogu było tylko napisane duże a. No cóż biedny ktoś tam na a nie dowie się co ktoś chciał jemu, a może jej, przekazać. Nie mój problem już. Było nie mylić sal.
Ciekawość co znajduje się w środku zżerała mnie od środka. Cholera, że aż tak. Otworzyłam kopertę i wyjęłam starannie złożony list. Rozłożyłam go, a moim oczom ukazały się dwa zdania. Napisane pięknym pismem.

WKRÓTCE SIĘ SPOTKAMY, ALICJO.
Uważaj na Czerwone Królowe, Moja Droga Alicjo.

Do jasnej ciasnej, znów jakaś Alicja. Nie dość, że w snach jakaś Alicja, to tu kolejna. W moich snach też jest coś, że niedługo ktoś się z jakąś Alicją spotka. Wszędzie mnie to prześladuje. Jak nie we śnie, to na jawie. Co ja takiego zrobiłam, że ktoś sobie ze mnie żartuje. Och, zapomniała, przecież żyję. Nie wiedziałam, że to aż takie złe. Najwidoczniej każdemu przeszkadza, że żyję. Nie wiem co takiego zrobiłam, że coś takiego mnie spotyka. Chociaż chciałabym wiedzieć co takiego zrobiłam. Bo jakiś powód tego musi być, chyba. Z resztą sama już nic nie wiem. Przerasta mnie to.
Śnię tylko o jakiejś Alicji, nawet nie wiem skąd się wzięła. W ogóle co, to za człowiek. Jeśli jest to człowiek. Bo zawsze jest opcja, że to jakiś kosmita. Niby nierealne, ale zawsze jest jakiś procent możliwości tego. Mówią, że trzeba wierzyć w cuda, więc wierze. Może kiedyś jakiś się stanie.
Z resztą inną parą kaloszy jest to, co oznaczają te sny. Ciekawi mnie to strasznie. Może to tylko zwykły przypadek, może jednak nie. Sama nie wiem co mam na ten temat myśleć. To wszystko jest takie popieprzone. Nie rozumiem już niczego. Dlaczego muszę być, do cholery, takim głupim czymś. Do ludzi mnie nie można zaliczyć, jestem odmieńcem. Nie zaliczają mnie do ich rasy. Poniewierają mnie. Traktują jak kogoś gorszego. Innego, obcego. Kogoś, kto nie równa się im pod żadnym względem. Nie jest taki ja oni. Wyróżnia się, lecz nie na ten dobry sposób. Tylko negatywny. Jak kogoś innego. Wiem, że jestem inna. Ale czy to coś złego. Najwyraźniej tak.
Mam mi mówiła, że ''ci inni'' są wyjątkowi. Lepsi. Warci czegoś. Czyżby kłamała. Oszukała mnie? Mamo, to co mówiłaś jest prawdą, prawda? Proszę powiedz, że nie okłamałabyś mnie. Ty nie zrobiłabyś tego mi, wiem to. Nie zrobiłabym mi żadnego świństwa. Kochałaś mnie, nadal mnie kochasz.
Mamo.
Mamusiu.
Dlaczego?
Dlaczego mnie zostawiłaś. Co ci zrobiłam? To moja wina? To przeze mnie?
Ja chcę ciebie tu z powrotem!
Dlaczego odeszłaś? Dlaczego mi to zrobiłaś?
Dlaczego?
Nie będę płakać. Nie będę płakać. Nie przy nich. Nie pokarzę ich moich łez. Nie zobaczą jak jestem słaba. Będą się ze mnie śmiać – jak wszyscy.
Nienawidzą mnie. Zawadzam im tylko. Jestem złem. Niszczę im życie. Dużo lepiej, że mnie gdzieś tam zawożą. Daleko, daleko od nich. Jak najdalej, żebym im nie przeszkadzała. Nie niszczyła im życie. Nie chcę om tego robić. Nie chcę być potworem. Zawiozą mnie tam i będzie im dobrze. Będą szczęśliwe, to ważne. Nie będę im już życia rujnowała. Będą mieć nową córkę, a może to syn będzie, jeden ciort z płcią przyszłego członka tej rodziny. W każdym razie, będę mieli nowe dziecko, które nie będzie takie jak ja – nie będzie złe. Nie zniszczy im życia. Będą szczęśliwi. Dużo bardziej. Należy im się. Powinni zaznać szczęścia. Nie to co ja – nie zasługuję na szczęście. Każdy to powie. zdaje sobie z tego sprawę.. Doskonale to, kurwa, wiem. Niszczę innym tylko życie. Jestem beznadziejna. Nie zasługuję na nic. Nic mi się nie należy.
Dlaczego?
Dlaczego tak musi być?
Dlaczego mnie to spotyka.
Znów zaczynam się dławić. Nie chcę. Uspokój się. Licz, licz, licz.
Raz… dwa… trzy...
- Wszystko w porządku, Sakuro? - ledwo dosłyszałam głos mojego ojca.
Osiem… dziewięć… dziesięć…
Nie, nic nie jest w porządku! Nie jest, nie było i nie będzie!
Szesnaście… siedemnaście…
Już jest lepiej, o wiele lepiej.
Dwadzieścia… dwadzieścia jeden… dwadzieścia dwa…
- Już nie daleko, praktycznie już na miejscu jesteśmy.
Nie daleko. Już niedługo się mnie pozbędą. Będzie im lepiej. To już za chwilę się stanie. Nie chcę tego, ale i chcę to. Dlaczego tak mam? Nie dość, że może mi być lepiej, to jeszcze im będzie dużo lepie – beze mnie. Jestem tylko ciężarem. Wiem, że to lepsze, więc dlaczego mam wahania. Pieprzona słabość i przywiązanie.
Poczułam chłód z zewnątrz. Spojrzałam przed siebie, a ich tam nie było. O, czyli już jest jesteśmy. Myślałam, że dłużej im to zejdzie. Tak trochę się zawiodłam, ale kogo to obchodzi - nikogo. Wzięłam plecak do ręki i wyszłam z auta. Staliśmy na jakimś podjeździe. Wokół było pełno zieleni. Centralnie na wprost mnie stał wielki budynek, który, do jasnej ciasnej, skądś kojarzyłam! To on mi się śnił. Jestem tego pewno. To to miejsce! Tylko dlaczego mi się śniło. Przecież tu nigdy nie byłam, więc skąd znam to miejsce?
Obróciłam się wokół własnej osi, dookoła były sam drzewa. W tym śnie też tak było! Coś za nimi musiało się kryć, coś ważnego. Ale co takiego – to już jest pytaniem, na które jeszcze nie znam odpowiedzi. Ale kiedyś się dowiem, chyba. No mam taką nadzieję, głupią nadzieję. Mówią, nadzieja matką głupich, więc to moja matka.
Ojciec wyciągnął moje walizki z bagażnika. Szybko je pochwyciłam, nie lubiłam jak nieodpowiednie osoby tykały moje rzeczy. Taki wstręt mam, nie wiem skąd mi się wziął.
To jest takie nie za fajne jak ktoś tyka twoje rzeczy. Nie cierpię tego.
- Gdzie ona jest – spytał sam siebie ojciec.
Oho, czyli ją zna. Czyżby chodził tu kiedyś do szkoły. Wtedy oznaczałoby, że mama też tu kiedyś chodziła do szkoły. Opowiadali mi, że poznali się w szkole. Może kłamami. Wątpię, żeby mama chciała chodzić do takiej szkoły. Ewentualnie musiała zostać siłą zmuszona do przyjścia tu. Choć może nie. Nie wiem jaka wtedy była. Mało co pamiętam z okresu, w którym jeszcze żyła. A nigdy nie opowiadali mi zbytnio o czasach ich młodości. Nie wiem jacy wtedy byli, jak bardzo różnili się tych jakich ja ich znam.
- Thomas, Nicol, jak was dawno nie widziałam – w moją stronę kierowała się wysoka blond włosa kobieta. Dałabym jej z jakieś czterdzieści parę lat. W sumie, to młodo wyglądała. - A ty musisz być Sakura.
- Dzień dobry – wypadało się przywitać. Dziwna z niej baba. Do tego takie duże cycki ma, że ich sobie nie zmniejszyła.
- Witaj, słońce. Jestem Tsunade, dyrektorka tej szkoły. - Uśmiechnęła się przyjaźnie. Już mnie denerwuje.
- To my już możemy jechać – w końcu odezwała się moja przyszła macocha. - Powodzenia w szkole, Sakuro.
Odezwała się do mnie. Dziwne.
- A miałam nadzieję, że napijemy się czegoś razem.
- Trochę się nam śpieszy.
- Tobie zawsze się śpieszy, Thomas – rozmawiają jak dobrzy znajomi. Ciekawe ile już się znają.
- Tak jakoś – wydał się zakłopotany trochę. - Trzymaj się córciu. - Przytulił mnie. Jak dawno tego nie robił. Zapomniałam jakie to uczucie. Chcę mi się płakać. Nie będę płakać, nie teraz. Nie przy nich wszystkich. Za dużo ich tu jest. - Nie stwarzaj problemów tutaj, proszę – wyszeptał mi do ucha. Chwila ciszy. - Przepraszam nie chciałem tego, lecz musiałem to zrobić. Mam nadzieję, że zrozumiesz to – jego szept stał się ledwo dosłyszalnie, a następnie skierował się w stronę auta.
Zostawił mnie.
Chciałam coś powiedzieć, ale nie umiałam. Chciałam pożegnać się. Przeprosić Nicol za to co wtedy powiedziała, ale nie mogłam. Nie dałam rady. To było zbyt straszne dla mnie. Nie wiem co strasznego w tym, ale coś musiało być. Chciałam im tyle powiedzieć, żeby mnie zabrali. Że się poprawię. Przepraszać ich za moje zachowanie. Powiedzieć, że zrobię wszystko, żeby mi wybaczyli. Żeby zabrali mnie z tego miejsca. Ale zamiast tego wpatrywałam się tępo przed siebie.
- Do zobaczenia, trzymajcie się. - Blondynka pomachała im na pożegnanie. Chciałam również to zrobić, ale nie dałam rady. Zamiast tego wolałam się tylko wgapiać w ich kierunku i czekać aż odjadą.
Nie minęło dwadzieścia sekund, a już zniknęli z mojego punku widzenia. Ehhh… chyba już mogę to powiedzieć: Witaj nowe życie. Już cię nie lubię!
- Najpierw chcesz zanieść bagaże do pokoju czy pójść do mojego gabinetu? - próbuje być miła. Nie cierpię czegoś takiego.
- Wszystko mi jedno – odpowiedziałam.
- Ehhh… - no co? Odpowiedziałam zgodnie z prawdą. - Nie możesz być taka obojętna, musisz mieć swoje zdanie.
- A dlaczego nie mogę? - No to zacznijmy się bawić w fajną grę. - pani też nie ma swojego zdania na ten temat. - Chyba tak trochę została zbita z tropu.
- Ponieważ donikąd cię to nie zaprowadzi - przerwała na chwilkę, żeby potem dodać. - Dlaczego uważasz, że nie mam swojego zdania?
- Gdyby miała pani swoje zdanie, to, by się mnie nie pytała o nie.
- Mów mi po imieniu, staro się czuję, gdy zwraca się do mnie pani. - Chciałam już coś powiedzieć, ale lepiej ugryźć się w język. Bądź co bądź, to pierwszy dzień. Tak trochę lipnie, by było narobić sobie już pierwszego dnia wrogów. - Dobrze, najpierw pokarzę ci pokój.
Chciała wziąć moje walizki, lecz w porę je sama wzięłam.
- Sama sobie poradzę, nie potrzebuję niczyjej pomocy – warknęłam. Dała za wygraną. Ruszyła w stronę budynku, a ja razem za nią.
Dużo drzew, już podoba mi się to miejsce. Jestem ciekawa co kryje się w środku tego lasu. Najchętniej rzuciłabym wszystko i pognała w jego stronę. Przyglądając się trochę lepiej zauważyłam obściskującą się parę. To sobie wybrali miejsce. Przynajmniej nikt im nie będzie przeszkadzał. A może oni nie są razem. Teraz niejedni się z kimś całują, żeby się z kimś przelizać. Dziewczyna miała białe włosy. Musiała stać na palcach, żeby dosięgnąć ust chłopakowi. Z jednej strony słodko wyglądają, a z drugiej już nie. Nie lubię jak na moich oczach ktoś się liże. To jest ohydne. Odrażające.
Zagapiłam się i o mało co, nie uderzyłam w drzwi. Gdyby nie ta baba, to mogą głowa już, by mnie bolała. Spojrzała na mnie jakby chciała coś powiedzieć, ale dała sobie spokój. I dobrze, jakoś nie mam ochoty z nią teraz rozmawiać. Najchętniej bym położyła się spać, tak na stałe.
Weszłyśmy po schodach. Droga dłużyła mi się niemiłosiernie długo. To było chyba drugie, a może trzecie piętro, Bóg wie. Nie interesuje mnie to, w tej chwili chcę tylko odpocząć od nich wszystkich. Co z tego, że jest dzień, i tak chcę spać.
Zatrzymałam się przed drzwiami, wyjęła klucz i otworzyła mi drzwi. Gestem ręki zaprosiła mnie do środka. Weszłam i odłożyłam walizki, już miałam zamiar położyć się na łóżku, ale ona nadal tam stała. Chyba nie da mi spokoju. Ehhh… wkurzająca jest. Nie miałam wyboru i musiałam za nią pójść. Nie ważne czy mi się podobało czy nie, byłam skazana na jej towarzystwo przez pewien czas.


Historio, dlaczego musisz być taka nudna? Nigdy jej nie lubiłem. Nie dlatego, że była nudna, choć czasem tak było, ale temu, bo opowiada o przeszłości. Nie lubię zbytnio o niej myśleć. Tyle rzeczy się wydarzyło. Wojny, konflikty, odkrycia i wiele innych rzeczy. Gdy zaczniesz tak o tym myśleć, to doznajesz dziwnego uczucia. Zadajesz sobie pytania ''Jak to wszystko się w tym czasie wydarzyło?'', '' Co ja wtedy robiłem?'', ''Gdzie ja wtedy byłej.'' i wiele innych. Nie cierpię tego typu myśli. Wtedy nachodzą mnie wszelkie refleksje związane z życiem i światem. Śmiercią. Tej, której boję się jak ostatni tchórz. Nie chcę umrzeć, nawet sama myśl o śmierci przyprawia mnie o dreszcze.
Zwróciłem wzrok ku oknu. W czasie lekcji nie dzieje się nic ciekawego. Cisza i spokój, który uwielbiam. Sama trawa i drzewa, i nic więcej. Zawszę pragnę się wtedy tam znaleźć. Sam, bez nikogo. Bez tych wszystkich parszywych osób. Kłamiących tylko po, to, żeby zyskać władzę. Tylko na chwilę skosztowali jej smaku a już pragną więcej i więcej. Nie ważne za jaką cenę – ważne, by ją zyskać. Śmierć niewinnych już wtedy się nie liczy. Nieważne jak wielkie będą schody to tego celu i tak masz je zamiar pokonania.
Każdemu na tym zależy, lecz niektórzy znają umiar w swoich czynach. Są ważniejsze rzeczy od władzy – między innymi życie. Nie zabiliby kogoś z tak głupiego powodu. Cenią to co ważne jest. Znają wartości takie jak miłość, życie i rodzina.
Zawsze ciekawiło mnie co takiego jest w tej władzy, że tak tego pragną. Będą ją mieli i co dalej? Zostaną sami, nikt prawdziwy im nie zostanie. I co w tym fajnego. Dla mnie nic. Cóż, nigdy nie zrozumiem takich ludzi. Nie znoszę ich. Wręcz nimi gardzę. Nie są czegokolwiek warci – są niczym.
Nie spodziewałem się co tam zobaczę, a raczej kogo. Wiedziałem, że to kiedyś nastąpi, ale byłem przekonany, że dopiero za jakiś czas. Czyli sprawa musi być dużo poważniejsza niż mi się wydawało. To nie oznacza nic dobrego. Ona miała się pojawić, gdy będzie zbliżać się do tego co nieuniknione – do wojny.

Patrzyłem na to, co się dzieje za oknem. Obserwowałem ją. Nie była za bardzo zadowolona pobytem tutaj. Na jej miejscu też bym nie był. Szkoda tylko, że nie wie co ją tutaj czeka. Oh, Alicji, nawet nie wiesz w co jesteś wpakowana. Biedna Alicja, nie zdajesz sobie sprawy z tego jak ważnym obiektem w tej wojnie jesteś.  

OD AUTORKI: Co mogę powiedzieć, długą coś miałam przerwę, a rozdział już dawno został napisany~Nic innego jak leń, przez którego nie chciało mi się poprawić tego. xD Ale tak jest, gdy masz co do roboty, a bierzesz się za coś innego. >......< Co do rozdziału, mam nadzieję, że jest nie najgorszy. Zawsze mógł gorzej wyjść. xD
Do następnego. ;3